Dzisiaj nie pokażę nic gotowego.Cały czas dziergam nieśmiertelną firankę.Nie mogę jej skończyć,a chciałabym mieć to już za sobą.Dlatego też postanowiłam zabrać się ponownie za nią i dziergam bez wytchnienia.Chociaż to nie zupełnie prawda.Bo jak mam jej dosyć to wyciągam coś innego.Jest to mój nowy “fioł”,czyli frywolitka.Zakochałam się we frywolitce.Trochę liznęłam jej na spotkaniu w Gdańsku.Kupiłyśmy z Lucyną czółenka, książki i zaczęłyśmy próbować w zaciszu domowym.Nie wiem jak idzie Lucynie,ale mnie zaczęło wychodzić to plątanie nitek.Na razie są to małe wprawki,aby wyćwiczyć rękę.
Oto moje frywolitkowe wypociny
Na tym będę kończyć mój wpis.Zabieram się za firankę,a w chwilach przesytu będę ćwiczyć frywolitki.Na początek mam plan zrobienia frywolitkowych gwiazdek na drzewko świąteczne.Mam nadzieję,że to mi się uda.
Super motylki i kwiatek Ci wyszły! Ja narazie trochę zarzuciłam czółenko, ale koniecznie muszę zacząć ćwiczyć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńOoo... Frywolitkami to ja bym się też chciała zająć... A szal sobie zrób. Ja co prawda nie mam jeszcze ani jednego własnego :), ale uważam, ze są swietnym dodatkiem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńsuper wychodzi))ja próbowałam i zostawiłam
OdpowiedzUsuńFrywolitki wychodzą Ci bardzo fajnie - będę obserwować postępy :))
OdpowiedzUsuńPoczątki świetne , mam parę jajeczek wielkanocnych robionych tą techniką /oczywiście kupionych / są wyjątkowo misterne. Podziwiam Twój zapał i umiejętności , gwiazdki na pewno Ci wyjdą .Bakcyla już połknęłaś i załapałaś o co chodzi , więc o gwiazdki jestem spokojna .Pozdrawiam Yrsa
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny udowadniasz, że precyzyjne "prace ręczne"- to coś dla Ciebie:) Prześlicznie Ci to wychodzi*_*.
OdpowiedzUsuń